Ze skrajności w skrajność.
Komentarze: 1
Będę mamą.
MAMĄ.
Pogodzenie się z tym faktem wcale nie było takie proste. Nie mam ani zaplecza finansowego, ani możliwości zarobkowania, gdyż ciąża bardzo problematyczna jak się okazało. Mieszkam z rodzicami i młodyszm bratem. Perspektyw na zmianę żadnych, nawet mieszkanie nie jest nasze, tylko wynajmowane. Nawet taki wariant jak "dobre zamążpójście" wydawał się nierealny... W końcu kto weźmie na siebie matkę z dzieckiem? Swoją drogą, to zaskakujące jakie myśli przychodzą człowiekowi do głowy kiedy dochodzi do niego to, że staje się odpowiedzialny za drugą istotę. I kiedy ma świadomość, że nic nie będzie takie jak powinno być. Cóż, więc w taki sposób moje dziewczęce marzenia o księciu z bajki i o żylidługoiszczęśliwie runął.
Walczyłam sama ze sobą. Nie, nie chciałam tego dziecka. Ale na aborcję było za późno. Istotka we mnie, nazwana przez ginekologa Kabaczkiem, miała ręce, nogi, bijące serce, i podobno świadomość. Czuła. Miałam wyrzuty sumienia kiedy pomyślałam, że dziecko czuje to co ja. Że w jakiś sposób wie, że nie potrafiłam go kochać. Inne były moje wyobrażenia o macierzyństwie.
W momentach skrajnego załamania płakałam i najgoręcej jak to tylko możliwe modliłam się o poronienie. Nie byłam w stanie zapewnić dziecku tego na co zasługiwało.
Uderzenie w brzuch. Kilkakrotne. Silne. Dzieciaczek poruszył się i tak jakby z pretensją mój brzuch napiął się. Wybrzuszenie po lewej stronie było oskarżycielskie.
Mamo? Jak mogłaś?
Tuląc brzuch płakałam i przepraszałam maleństwo. Ciężkie miałeś życie zanim mama dowiedziała się o Tobie, teraz masz nawet gorzej. Przepraszam Cię Kabaczku. Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie.
Przecież to nie będzie chyba takie złe mieć przy sobie kogoś kto zawsze będzie Cię bezwarunkowo kochał.
Dodaj komentarz